Cześć.
To znowu ja, przyszłam Was kolejny raz pozamęczać moimi do niczego nie potrzebnymi opiniami. :)
Hmm... Chyba każdy z nas ma jakieś ulubione postacie z Violetty. Jednych urzekły postacie główne, jak Violetta i Leon, a znowu innych fascynują te drugoplanowe, jak Naty czy Andres. Każdy ma swój gust i lubi coś innego, ale ja teraz wam powiem, co lubię ja.
Zacznijmy może od tego, które postacie są moimi ulubionymi.
Francesca od samego początku serialu jest moją mentorką. :D Ja po prostu uwielbiam to, jak czasami myli słowa w popularnych powiedzeniach, co jest niezaprzeczalnie jej znakiem rozpoznawczym. No i do tego ta jej żywiołowość. Uwielbiam, gdy ktoś jest taki wiecznie wesoły i zawsze potrafi rozbawić! Wątek jej miłości do Tomasa... nieszczęśliwie zakochana Francesca pokazuje, że nie wszystkie miłości są prawdziwe i trafione. I to mnie właśnie urzekło. Jestem też bardzo uradowana faktem, że meksykańskie ciacho, które pojawia się w drugim sezonie, zauważa naszą kochaną Fran. Bo ona jak najbardziej zasługuje na miłość.
Maxi i jego kolorowe czapeczki! :D Jejku, jak można go nie kochać?! On jest w każdym calu uroczy i słodziutki, a ja takich facetów uwielbiam. No i do tego jest niziutki! Kurczę, mój ideał. Najlepszy tancerz w Studio? Jak najbardziej. Jego laptop, którego wszędzie ze sobą nosił w pierwszym sezonie stał się moim ulubionym gadżetem kojarzącym się z Violettą już w pierwszym tygodniu emitowania serialu w Polsce. Dla większości był to pamiętnik Violi, ale ja mam odrobinę inne upodobania.
I to właśnie są moje ulubione postacie. Francesca i Maxi. No, mogę też powiedzieć, że uwielbiam śmiech Naty i efektowne wejścia Ludmiły :D
A teraz może przejdę do postaci, które mnie straaaasznie irytują i nie mogę przeboleć tego, że mają jakiś większy udział w serialu.
Violetta jest główną postacią i większość ją lubi, bo zdobywa sympatię tym swoim anielskim głosikiem i idealnie skrojoną twarzą. Nie ukrywajmy, że jest ładna i umie śpiewać. Ale! Wygląd to nie wszystko, a charakterek tej panienki ani trochę nie przypadł mi do gustu. Jest wiecznie niezdecydowana. Nie wie, czego chce i założę się, że pół godziny zastanawia się nawet nad tym, co zjeść na śniadanie. Taka już jej natura. A zauważyliście, że jest strasznie podatna na sugestie otoczenia? [dziękuję w tym miejscu Maddy, która pomogła mi to zauważyć]. Weźmy takiego Tomasa na przykład. Violetta, kocham cię! Bum! Violetta jest zakochana. I dalej, Diego, ta sama sytuacja. Zakochał się w niej, po czym ona od razu stwierdziła, że też go kocha. Leon - to samo. Kurczę, gdyby Braco miał na tyle odwagi, żeby wyznać jej swoje uczucia, to pewnie w nim też by się zakochała na zabój!
Broadway pojawia się i od razu rozkochuje w sobie kilka dziewczyn, chociaż przecież nie jest wcale jakiś szczególnie przystojny. Do tego nie wiem kto mu doradził ubranie się w żółte rurki, ale to jest zły wybór. Wygląda z daleka jak świecąca ozdoba na choinkę. I do tego uśmiecha się tak, jakby chciał wykrzyczeć: ŚWIECĘ! Mimo tego, że spiskuje z Gregoriem i jest jego szpiegiem, to reszta towarzystwa dość szybko mu to wybacza i przyjmuje go z powrotem. W drugim sezonie budzi się i zauważa Camilę dopiero wtedy, gdy jakiś inny chłopak zaczyna do niej uderzać. Co on, spodnie mu zgasły i przestały podpowiadać dokąd iść, czy co?
Tomas jest dziewczyną czy facetem? Trudno powiedzieć. Zachowuje się odrobinę jak wystraszona siedmiolatka, która potrzebuje na każdym kroku rad mamusi. On, gdy ma problem, to leci do Francesci. Nie zauważa oczywiście tego, że jest ona w nim zakochana i zwierza się jej ze swoich problemów sercowych. No ludzie, naprawdę?! Gdy widzę, że piszą o nim jakoby był "pewny siebie", to mam ochotę się rzucić z czwartego piętra. Z której strony on jest pewny siebie? Jąka się prawie bez przerwy, nigdy nie wie, co powiedzieć. A gdy dowiedział się, że Violetta wyjeżdża pod koniec pierwszego sezonu, zachował się jak... dziecko. Przyszedł, tupnął nogą i zażądał swojego.
To chyba by było na tyle. W następnym poście powiem coś o aktorach z ekipy "Violetta".
Mel.